Satan.pl > Czytelnia > Eseje >[ Zaloguj się ]   [ Rejestracja ]
FelietonyEsejePublikacjeKontekstyKontakt

Sabatiel

Say: "10" (2006-06-04)

czyli Moje poszukiwanie Sensownej Etyki

Wstęp
(Prolegomena do sensownej etyki)

"Czy jesteś satanistą?" jest najtrudniejszym pytaniem, jakie ktoś mógłby Mi kiedykolwiek zadać. Dawniej, gdy byłem młodszy (w okresie liceum), wiele osób uważało mnie za etycznego chrześcijanina, który nie wierzy w Boga. Wynikało to z faktu, iż byłem pogodny, życzliwy, ciepły i altruistyczny. Ja sam zaś definiowałem siebie jako satanistę, gdyż byłem pod wielkim wpływem Biblii Szatana. Cóż mogę wam powiedzieć, od tego czasu przebyłem setki mil duchowego i intelektualnego rozwoju, ale ten problem pozostał nietknięty. Pewnie dlatego, że decydujące o tym czynniki pozostały niezmienione - dalej jestem życzliwym altruistą i dalej jestem pod wrażeniem pierwszej książki LaVeya. O satanizmie wiem teraz nieporównywalnie więcej niż 10 lat temu, gdy pierwszy raz przeczytałem to dzieło. O chrześcijaństwie też wiem dużo, dużo więcej niż wtedy. I dalej nie wiem - do której z tych religii jest mi bliżej?

Mamy bowiem dwie skrajności, dwa przeciwieństwa. Z jednej strony "Śmierć dla słabeuszy, bogactwa dla silnych!"1, z drugiej zaś "Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego"2. Jedno i drugie w pełni Mi nie odpowiada. I widać nie jestem w tym odosobniony, gdyż obydwie religie od dawna próbują złagodzić swoje stanowiska. W Biblii Szatana LaVey pisze: "Satanizm wyraża formę kontrolowanego egoizmu. Nie znaczy to, że nigdy nie zrobisz niczego dla kogoś innego. Jeśli zrobisz przyjemność komuś, na kim ci zależy, to jego szczęście da ci poczucie zadowolenia". Księża katoliccy tak zaś tłumaczą zdziwionej młodzieży pojęcie chrześcijańskiego altruizmu: "Kochaj bliźniego jak siebie samego, ale nie znaczy to, byś nie kochał siebie. Kochaj siebie gorąco, bo jesteś dzieckiem Bożym, lecz inny człowiek jest nim też i dlatego kochaj go tak samo". W efekcie powstaje złudzenie, że obie religie spotykają się w połowie drogi. Niestety, złudzenie tylko. Jeśli przyjrzycie się temu, co powyżej napisałem, zauważycie, że różnica jest ogromna. Chrześcijanin kocha drugiego człowieka bezwarunkowo, kocha go a priori ("przed doświadczeniem"). Satanista kocha tylko tego, kogo opłaca mu się kochać, kocha go a posteriori ("po doświadczeniu"). Przypomina to model macierzyńskiej i ojcowskiej miłości. Matka kocha dziecko mimo wszystko, ojciec kocha dziecko za coś. Która teoria jest lepsza? Moja osobista odpowiedź brzmi: "Żadna!". Należy znaleźć między nimi racjonalny złoty środek. I musi być on sensowny i stosowalny w życiu. Większość ludzi robi to na co dzień intuicyjnie - dbają o swoje interesy, ale są też mili dla innych. Nie rzecz jednak w tym, by coś robić, lecz by wiedzieć, dlaczego. Sztuką jest zbudować sensowną etykę (czyli teorię moralnego zachowania), która byłaby stosowalna w praktycznym życiu.


kwiecień 2005


Projekt sensownej etyki

Esencja satanizmu to: "Jestem centrum kosmosu, zatem nie wchodźcie Mi w drogę, bo zostaniecie zniszczeni!". Esencja judeochrześcijaństwa to: "Bóg jest centrum kosmosu, zatem nie wchodźcie Mu w drogę, bo zostaniecie zniszczeni!". Są to metafizyczne a zarazem metaetyczne podstawy tych dwóch filozofii. Są to ich pierwsze założenia, aksjomaty, dogmaty. I są to jednocześnie ich najważniejsze tezy - ich esencje.

Satanizm głosi relatywizm: "Każdy człowiek jest mniej lub bardziej różny od innego człowieka, więc nie ma uniwersalnej Prawdy. Każdy człowiek - jeśli tego chce - jest centrum kosmosu w swoim mniemaniu i każdy ma rację". Judeochrześcijaństwo głosi: "Każdy człowiek jest mniej lub bardziej różny od innego człowieka, ale Bóg jest jeden dla wszystkich. Każdy człowiek - jeśli o tym wie - dla własnego dobra powinien się podporządkować obiektywnym prawom moralnym pochodzącym od Boga". Są to epistemologiczne a zarazem metaetyczne podstawy tych dwóch filozofii. Można je uważać za esencje drugiego stopnia.

Albowiem w satanizmie i chrześcijaństwie wszystko sprowadza się do etyki i wszystko służy etyce. Metafizyka, epistemologia, nawet logika i jakakolwiek metodologia są jednocześnie metaetyką - służą jako teorie uzasadniające etykę, jej uzasadnieniem. W ten sposób każda teoria z pozoru niedotycząca etyki, służy etyce. Albowiem satanizm i chrześcijaństwo są filozofiami na wskroś etycznymi. Wszakże nic w tym dziwnego - są to filozofie religijne, a każda religia jest filozofią na wskroś etyczną.

Mamy więc dwie skrajne i przeciwne wobec siebie teorie = filozofie = religie. Dla człowieka poszukującego Właściwej Etyki są one doskonałym miejscem startu, gdyż - przez swoją skrajność (tzn. radykalizm) - są krystalicznie przejrzyste. Z jednej strony Ciemność, z drugiej Jasność, apokaliptyczne starcie między dobrymi a złymi aniołami, między Michałem a Smokiem. I w tym momencie powinien przyjść Wielki Arystoteles i ustalić sensowny złoty środek, gdyż "każda skrajność jest zła". Łatwo powiedzieć.

Trudniej zrobić. Jakże pogodzić przeciwieństwa? Uporządkujmy fakty. Satanizm w kwestii metafizyki to ateizm, judeochrześcijaństwo to teizm. Satanizm w dziedzinie metafizyki i metaetyki to egocentryzm, judeochrześcijaństwo to teocentryzm. Satanistyczna epistemologia i metaetyka to relatywizm, judeochrześcijaństwo wybiera obiektywizm (lub realizm). Na koniec, summum bonum3 satanizmu jest korzyść, najwyższą wartością judeochrześcijaństwa zaś jest cnota. I oto mamy, Ścieżkę Lewej Ręki oraz Ścieżkę Prawej Ręki. (Teraz przynajmniej jest jasne, dlaczego satanizm ciągle wymieniałem jako pierwszy).

Satanizm
Ateizm
Egocentryzm
Relatywizm
Subiektywna kalkulacja
Korzyść

Judeochrześcijaństwo
Teizm
Teocentryzm
Obiektywizm
Obiektywny imperatyw
Cnota


Po tak jasnym przedstawieniu sprawy jedno wiem na pewno - tych stanowisk nie da się pogodzić. Bowiem przeciwieństwami nie są liczby 1 i 6 (wtedy złoty środek wynosiłby 3, a więc coś, co już nie jest jedynką, lecz jeszcze nie jest szóstka - połowa drogi, kompromis). Przeciwieństwem 1 jest -1. Jaki wtedy jest złoty środek? Zero. Jaki jest kompromis pomiędzy każdą inną parą prawdziwych przeciwieństw? Pomiędzy 3 i -3, 8 i -8, 49 i -49, 5 i -5? Zero, zawsze będzie to ZERO, czyli Nicość, Niebyt. Zero, które nigdy nie było minus jedynką i nigdy nie stanie się jedynką; nigdy nie stanie się trójką, ósemką czy piątką. Zero to nihilizm. Zero to brak. Zero to bezruch.

W wypadku poruszanego tu problemu, wychodzi na to, że chcąc być konsekwentnym, jedyną sensowną etyką byłby brak etyki. Czy na tym poprzestanę? Oczywiście, że nie.

Koniunkcja dwóch zdań sprzecznych generuje jakiekolwiek inne zdanie.
(p ^ ~ p --> q). A zatem nie tylko Nicość, ale też Cokolwiek. Żelazna konsekwencja ma dwie twarze. Z jednym tylko zastrzeżeniem - cokolwiek, oprócz satanizmu i judeochrześcijaństwa. Dlaczego teraz jest lepiej, niż przy koncepcji złotego środka? Bo mogę wybrać inną opcję, lecz nie musi ona być pośrodku, nie musi być kompromisem. Jeśli zmienię choćby jeden składnik w doktrynie satanizmu, to nie będzie to już satanizm. I tak właśnie zamierzam zrobić - wybiorę sobie to, co Mi się najbardziej podoba i nazwę to jak będę tylko chciał. W sumie dowolność lepsza jest od nihilizmu, choć bez wątpienia jest to rodzeństwo.

Moim zdaniem najlepszy jest taki układ klocków:

Ateizm
Egocentryzm
Obiektywizm
Obiektywny imperatyw
Korzyść

Taka etyka w pełni by Mi odpowiadała. Problem jest tylko jeden - musi być ona spójna logicznie, tzn. nie może sama sobie przeczyć. I tu właśnie jest pies pogrzebany. Bo gdyby można było pogodzić obiektywizm z korzyścią jako summum bonum, to już Platon by to uczynił w swoich dialogach. Ale mu się nie udało. I nie udało się następnym. I Mi się też nie uda. Nie będę się porywać z motyką na słońce, skoro wystarczy najprostszy, wymyślony przykład. Oto on: Ustanawiamy jako obiektywne moralne prawo, że należy pomagać słabszym w potrzebie, jeśli nie są naszymi wrogami i nie dadzą sobie rady sami. Każdy członek grupy czy społeczeństwa zgodzi się z tym po tym jak usłyszy, że to on w każdej chwili może być tym potrzebującym. Tym samym prawo to staje się obiektywnym imperatywem moralnym. No więc jadę samochodem, niedawno kupionym, ładnym, z jasną tapicerką, zmierzając na ważne spotkanie (praca lub randka). Przejeżdżam leśną drogą i widzę rannego człowieka. Zatrzymuję się. Nie znam go wcale, lecz widzę, że ma wielką ranę na tułowiu i krwawi paskudnie. Leży i jęczy. Zastanawiam się co robić. Po pierwsze nikogo poza nami tu nie ma i raczej nie będzie, bo wiem, że ta droga (leśna) jest przez świat zapomniana. Mogę więc wyjąć komórkę i zadzwonić po pogotowie, lecz zdaję sobie sprawę, jak daleko stąd jest ich stacja i jak długo będziemy na nich czekać. Ja zaś wiem, gdzie jest najbliższy szpital i dojechałbym tam w 10 minut, nieporównywalnie szybciej, niż karetka, która musi najpierw tu dotrzeć. No i tyle tego przykładu. Każdy się domyśla, że jeśli postąpię obiektywnie dobrze, to zrobię sobie obiektywnie źle. Nowa tapicerka cała we krwi, na spotkanie przyszedłem spóźniony w zakrwawionym garniturze, to wszystko już się nie spierze, a ranny i tak nie przeżył, bo leżał tam już długo w tym lesie. Wcale obiektywizm nie zgadza się z moją korzyścią. Wcale cnota nie prowadzi do szczęścia, tylko do cnoty po prostu.

Nie da się być jednocześnie szlachetnym i sprytnym, nie można trzymać wszystkich srok za ogon, mieć rybkę i akwarium. Nie można godzić przeciwieństw.

Jaki więc morał z tej historii? Zawsze, ale to zawsze woźcie w bagażniku duże połacie folii, szczególnie jeśli macie nową, ładną (i jasną) tapicerkę.


czerwiec 2005


Projekt jakiejkolwiek etyki

W poprzednim rozdziale udowodniłem, że niemożliwa jest etyka, w której "wilk jest syty i owca cała". Etykę taką nazwałem etyką sensowną. Byłby to model zachowania, który ochraniałby jednocześnie interes podmiotu i interes przedmiotu działania moralnego, czyli - mówiąc prościej - ja bym się nie ubrudził i poszkodowany trafiłby do szpitala. Etyka taka, która ochrania jednocześnie korzyść i cnotę, nie jest niestety możliwa. Szkoda.

Jednak jakoś żyć trzeba. I trzeba mieć jakąś etykę (teorię moralnego zachowania). "Ale po co to teoretyzować?" - zapytacie - "Czyż ludzie od wieków nie robią tego instynktownie?". Ano robią i widać z jakim skutkiem: wojny, głód, handel ludźmi, maltretowanie zwierząt, wyzysk, przemoc. Wystarczy spojrzeć wokół - skutek jest żałosny. Etyka w życiu społecznym pełni tą samą rolę, co znaki drogowe w życiu ulicznym. Bez nich niewiadomo by było, kto jest na drodze głównej, a kto na podporządkowanej i byłyby kolizje. Nie wiadomo by było, że ta akurat ulica jest jednokierunkowa, że jest zwężenie drogi, że są koleiny, że jest objazd… Tak, niewątpliwie, znaki są potrzebne. I etyka jest potrzebna.

No i jesteśmy w samym centrum problemu. Gdyż mamy paradoks - wiemy, że etyka jest niezbędna i że sensowna etyka jest niemożliwa. Wychodzi na to, że skazani jesteśmy na działanie bezsensowne. Ale to tylko gra słów. Wystarczy nazwać to inaczej: bez wątpienia nie da się stworzyć idealnej etyki, ale można zbudować najlepszą z możliwych. Dlatego tytuł tego rozdziału brzmi: "Projekt jakiejkolwiek etyki". Chcę w nim zapowiedzieć jakąkolwiek dobrą etykę, gdyż tej idealnej i sensownej mieć nie mogę.

Etyka dzieli się na normatywną i opisową. Idealnym przykładem etyki normatywnej jest etyka chrześcijańska - narzuca na człowieka wymagające obowiązki, najczęściej sprzeczne z jego naturą ("kochaj swych wrogów", "nadstawiaj policzek", "nie zaspokajaj swych instynktów"). Etyka normatywna chce zmienić ludzką naturę. Natomiast dobrym przykładem etyki opisowej jest "etyka przestępcza" - wymaga od człowieka, żeby robił to, co i tak by zrobił (przykłady niepotrzebne). Etyka opisowa opisuje ludzką naturę.

Moja etyka, moja najlepsza etyka, jaką da się zbudować, ma ambicję wyjść poza ten podział i połączyć jego składniki - chce być etyką normatywno-opisową. Znaczy to, że wymagania jej będą małe, a więc możliwe do zrealizowania. Nie będzie jednak czystym opisem moralności naturalnej (etologią), gdyż - po prostu - będzie ona proponować wyjście poza swój egoizm. Wyjście to będzie skromne, ale zawsze. Przez taki sposób rozumowania pragnę stworzyć etykę, która byłaby praktyczna i stosowalna, gdyż te właśnie cechy uważam za główne własności dobrej etyki.


lipiec 2005


Say: "10"

1. Nie wchodź nikomu w drogę. Rób wszystko, co w Twojej mocy, by nikomu nie przeszkadzać. Jeśli ktoś wejdzie w drogę Tobie, grzecznie poinformuj go, że jego zachowanie zakłóca Twój spokój. Jeśli Cię zignoruje, zrób wszystko, by już nigdy nie miał ochoty Ci przeszkadzać.

2. Kiedy jednak wróg jest silniejszy - nie atakuj go. Odejdź jako pokonany, gdyż lepiej jest odejść jako przegrany ze wszystkimi zębami i niezranionym ciałem, niż odejść jako przegrany bez niektórych zębów i z rozdartym ubraniem.

3. By jak najrzadziej dochodziło do takiej sytuacji (w której musisz ustąpić i odejść), wciąż gromadź Moc. Traktuj się jak baterię, która wciąż łaknie prądu. Mocy nigdy nie jest dosyć, gdyż jest ona czymś pozytywnym.

4. Moc przejawia się w różnych, często bardzo różnych aspektach. Najbardziej znane to: krzepa fizyczna, zręczność i szybkość ciała, pieniądze, seksualny powab, spryt i mądrość. Wybierz jeden z tych aspektów i pracuj nad nim. Doprowadź go do perfekcji. Nie rozmieniaj się na drobne. Ten, kto chce trzymać dwie sroki za ogon, w efekcie nie ma nic.

5. "Nie rozmieniaj się na drobne" nie oznacza jednak "zaniechaj". Jeśli - dla przykładu - wybierzesz spryt jako swój walor, dbaj też o swoje ciało, jego siłę, giętkość, powab, kontroluj swój portfel i zaglądaj czasem do mądrych książek, lecz nie traktuj tych czynności ambicjonalnie. "Nie rozmieniaj się na drobne" oznacza "nie bądź zbyt ambitny". Człowiek może być naprawdę dobry tylko w jednej dziedzinie - "być potężnym" znaczy "być królem w swojej dziedzinie". Jednak prawdą jest, że by osiągnąć swój wybrany sukces, nie można zaniechać żadnego z pozostałych aspektów Mocy.

6. Szósta zasada niech będzie zasadą diabelską:

Kochaj Siebie Samego jak nikogo innego.

Niech nikt nie będzie Twym panem, Twym królem, Twym bogiem. TY SAM bądź Swym Bogiem, Panem i Władcą. Bądź jedynym decydentem, gdy chodzi o Twoje postępowanie.

7. Siódma zasada niech będzie zasadą anielską:

Kochaj Swych Bliskich jak Siebie Samego.

Ważne, byś zrozumiał, co oznacza zwrot "bliski Ci człowiek". Nie jest to ktoś, kto należy po prostu do Twojej rodziny, nie jest to Twój każdy przyjaciel. "Bliski Ci człowiek" oznacza osobę, którą obdarzyłeś MIŁOŚCIĄ - najsilniejszym ze wszystkich ludzkich uczuć. Wielu ludzi nie kocha nikogo przez całe życie. Niektórzy mają jedną lub dwie osoby w ciągu swego żywota, lecz najczęściej jest to kilka osób, z najbliższej rodziny. (Na przykład: partner, kilka dzieci, matka, ojciec oraz rodzeństwo). Zdarza się też czasami, iż żaden członek rodziny nie jest obdarzany miłością, a kocha się kogoś innego lub nikogo w ogóle. Najczęściej jednak człowiek kocha od 2 do 6 osób z najbliższej rodziny i jest to najzupełniej zrozumiałe. Lecz czym jest owo najsilniejsze z uczuć? Gdy kochasz daną osobę, wtedy staje się ona CZĘŚCIĄ CIEBIE - oto definicja MIŁOŚCI. Widać więc, że bardzo trudno jest znaleźć kogoś, kogo można by pokochać. (Osoba taka musi być do Ciebie podobna. Oczywistym wyjątkiem są Twoje dzieci). Kiedy już jednak kogoś takiego znajdziesz, to jasnym się staje, że dbanie o dobro tej Ukochanej Osoby jest sprawą egoizmu. Dlatego zasada siódma też w istocie jest zasadą diabelską. (Nie mógłbym napisać zasady anielskiej).

8. Niech egoizm i miłość własna będzie Twą najwyższą wartością. Niech Mądrość będzie światłem, które oświeca Twą najwyższą wartość. A Światło Mądrości mówi: "Potężny jest Ten, kto Kocha więcej Osób, niż tylko Siebie. Potężny jest Ten, kto Poszerza zakres swojego Ja poprzez Kochanie swoich Bliskich. Im większą ilość ludzi Kocha, tym bardziej jest Potężny. Im bardziej jest się Potężnym, tym bardziej jest się Szczęśliwym, gdyż

POTĘGA PRZYNOSI SZCZĘŚCIE, A MIŁOŚĆ PRZYNOSI POTĘGĘ".

9. Niech dziewiąta zasada będzie Nicością, gdyż Nicość generuje wszelki Byt. Dziewięć jest liczbą Szatana.



* * * * * * * * *


- Say: "10"
- 10
- And now: "Say 10"
- Say 10



lipiec 2005

Sabatiel




1. Anton LaVey, Biblia Szatana, Mania, Wrocław 1996, s. 34 (Księga Szatana I 1).

2. Jahwe Bóg, Biblia Tysiąclecia, Pallottinum, Warszawa 1990 (Księga Kapłańska 19:18).

3. Summum bonum (łac.) - dosłownie: "Największe dobro", czyli najwyższa wartość etyczna.




Główna/FAQ/Filozofia/Czytelnia/Nietzsche/O nas/Varia/Scena/Sztuka/Forum/Katalog/Okultyzm
Ludowy Komisarz Zdrowia ostrzega: wszystkie materiały umieszczone na stronie są własnością autorów.
Kopiowanie i rozpowszechnianie może być przyczyną... Tylko spróbuj. My zajmiemy się resztą :>