Sirrush
[ nieaktywne ]
Wysłano: 2007-10-26 09:24:18
|
> Na pewno jest to swietny bat na wielu ludzi, samotni i opuszczeni gasna. Jednak nie wszyscy. (...)
* Bez wątpienia, zgadzam się z tym.
> Wiec byla slaba osoba ktorej tak NA PRAWDE dobrze bylo we wspolnocie koscielnej. Najwyrazniej krzywda nie byla tak dotkliwa, by radykalnie zmienic swoje zycie. Z kolei zmiana grupy na jakakolwiek swiecka tez nie bylaby dla niej rozwiazaniem, bo wszedzie moze znalezc sie ktos, kto zrani ponownie i tym samym zrazi do kolejnej grupy. Mysle, ze posrednim powodem tak dotkliwej samotnosci u ludzi jest brak zainteresowan i pasji. Konkretne zainteresowania prowadza do roznorakich poszukiwan, od wiedzy zaczynajac, poprzez np sposoby wykonania roznych rzeczy, zdobywanie materialow i doskonalenie warsztatu. Wszystko to moze wiazac sie z nawiazywaniem nowych znajomosci, ktore absolutnie nie musza przybrac charakreru wspolnotowego.
* Hmm, czy jest albo była to osoba słaba i jak bardzo krzywda dotkliwa, wywnioskować z teksu nie można, więc zostawię to. Z pewnością też, możesz mieć rację. Warto jest się przy tym zastanowić, z czego wynika brak pasji i zainteresowań - w konsekwencji nieumiejętność dojścia do kompromisu w dyskusji i w końcu strach przed kontaktami z ‘obcymi'. Jak wąska specjalizacja – mam tu na myśli oddanie się jednej doktrynie – może mieć uzależniający i wręcz fatalny wpływ na człowieka. Kiedy bowiem odbierze mu się możliwość funkcjonowania w takiej wspólnocie, bywa to niemal równoznaczne z utratą sensu życia, z drugiej strony należałoby zauważyć jak łatwo jest człowieka mentalnie wytresować, nałożyć mu ramy tabu, zagrać na zaufaniu, a następnie zmiażdżyć. Z czego to wynika? Co źle robią wychowawcy, że produkują takie potencjalne kaleki? To jest dopiero zło.
* Śmieszne, nie – żałosne, że takim osobą wspólnota już nie pomaga, są jak odszczepieńcy i paradoksalnie, najczęściej najwięcej dobra spotyka ich po tej drugiej stronie, kiedy trafią na osobę odpowiedzialną i otwartą oraz kiedy już zrozumieją, że mają o wiele więcej możliwości. Ale dla tych ludzi, to jak krok w przepaść i powrót do dzieciństwa, nauczenie się nowego stylu myślenia.
Coś nauka samodzielności boli, ale jakże bywa satysfakcjonująca.
* Ponadto, zastanawia mnie, po co w dzisiejszych czasach produkuje się tępe owce, które w swoim myśleniu są wręcz bezowocne, żerują niczym pasożyty na tym, co wypracują dla dobra szerszej niż religijna społeczności inni, bardziej świadomi. Beczy to potem o bogu jedynym i próbuje wszystkich zmusić do owczego pędu w stronę przepaści.
* Ale, chodzi mi o to, że w czasach kiedy dysponujemy prawem – karnym, cywilnym – na które zasadniczo mamy większy wpływ, niż jakieś qrwa boskie plany – te cholerne owce, próbują nam wmówić, że to jest zło! Co przepraszam?! Świadomy wpływ na własne życie???!! Niech mi ktoś, do cholery wytłumaczy – gdzie tu logika, albo jakikolwiek zdrwy rozsądek? Przecież to tak, jakby ktoś próbował mi włożyć głowę pod wodę i jeszcze wmawiał, że da się tak oddychać! (Nie musisz odpowiadać – uznajmy, że to mój retoryczny manifest:]).
> (...) Jesli czlowiek eksperymentujacy z opetaniem pozostawi w sobie podswiadomy strach przed bogiem i jesli nie bedzie calkowicie przekonany co do slusznosci swoich przekonan, strach ten moze przybrac wizerunek demona w postaci negatywnej, zlej, niszczacej - a nie jak byc powinno - przyjaznej. (...)
* Tak, wiem o co Ci chodzi.
> (...) Mysle, ze duchowosc wpisana jest w czlowieka i nie ma znaczenia jaki panteon wybierzemy i czy bedzie to wiara goraca, czy letnia. Wiem, ze wielu ludzi twierdzi, ze calkowicie pozbyli sie potrzeby jakiejkolwiek wiary w swoim zyciu. Nie wierze im - nie dlatego, ze nie potrafie tego pojac, a dlatego, ze uwazam taki stan za niemozliwy do osiagniecia. (mowie tu o stanie stalym i trwalym, a nie etapem pomiedzy jednym a drugim systemem wierzen). Wyniesienie siebie jako jednostki uwazam w takiej sytuacji rowniez za forme kultu, ktorego praktyka sprowadza sie do gloryfikowania jednego bostwa - siebie.
* Aha. Ostatecznie powiem tak, przy całej odrazie, jaką czuję do religijnego, doktrynalnego absurdu na jaki stać ludzi – rozumiem ich potrzebę (w tym swoją) wiary czy posiadania duchowości. Faktycznie też, niektórzy kierują swoje umysły w stronę wyparcia mistycyzmu ze swego życia i sposobu myślenia. Ale jest coś o czym nie należy zapominać - wiara, bez względu na to w co, niekoniecznie religijna, chociażby w ludzi czy w wakacje - jest motywem ludzkiego działania, jest w nas wkomponowana niczym poczucie piękna, daje nadzieję i wysokie wyniki użyteczności. Jeśli kiedykolwiek wytniemy ją z ludzkich umysłów – nasz świat się zatrzyma.
* Pozdro
|