Satan.pl > Scena > | [ Zaloguj się ] [ Rejestracja ] |
HaaL
Hal - część 3 (2007-01-31)
1998-07-30
Obudziłem się i przez chwilę patrzyłem w sufit. Obejrzałem się w bok, Moniki nie było. Nie miałem pojęcia dlaczego i kiedy wyszła. Światło poranka docierało już do mojego pokoju, było dość intensywne, ponieważ firanki były całkowicie odsunięte. Byłem pewien, że nie rozsuwałem ich, byłem również pewien, że nie otwierałem balkonu. Przez chwilę myślałem nad tym, ale w końcu doszedłem do wniosku, że zrobiła to Monika w sobie tylko wiadomym celu. Nie miało to jednak istotnego znaczenia, wyciągnąłem się na łóżku i zaczerpnąłem świeżego powietrza. Zniknięcie Moniki zaintrygowało mnie trochę, nie spodziewałem się tego po niej. Spodziewałbym się może po innych kobietach, ale nie po niej, wydało mi się to trochę dziwne. Być może pojawiły się u niej wyrzuty sumienia po tym jak alkohol całkowicie przestał na nią działać, nie wiedziałem. Musiałem przyznać sam przed sobą, że szkoda mi było choć wiedziałem, że nie miało to żadnego znaczenia. Owa znajomość z Moniką wprowadzała zamęt w mojej głowie, zamęt przyjemny, ale czasem wymykający się niebezpiecznie spod mojej kontroli. Jej zniknięcie było dla mnie w pewnym sensie wybawieniem z tego zamętu, jednak było również źródłem tęsknoty za nim. Wstałem powoli z łóżka i ciągle przeciągając się poszedłem powoli do łazienki. Ponownie spojrzałem na swoją twarz i umyłem ją szybko. Tego ranka byłem znowu w cudownym nastroju, miałem ponownie ochotę udać się na klif i miałem nadzieję, że tym razem nikt mi nie przeszkodzi. Ubrałem się szybko i wyszedłem na zewnątrz. Nie zamknąłem balkonu, zostawiłem wszystko tak jak było, gdy się obudziłem. Szedłem powoli, dzień był ponownie bezchmurny, ale słońce nie dokuczało jeszcze mocno ze względu na wczesną porę dnia. Mijałem niewielu ludzi, większość jeszcze prawdopodobnie spała. Ruch tutaj zaczynał się mniej więcej koło ósmej nad ranem, tymczasem ja miałem zwyczaj wstawać nieco wcześniej. Lubiłem sytuację, kiedy miasteczko nie było jeszcze mocno zaludnione przez turystów. Gdy wszedłem do lasu moje myśli zmieniły nieco tor. Zauważyłem, że lasek ten wzbudzał we mnie inny sposób myślenia, było to ode mnie prawie niezależne. Mogłem wejść z zamiarem tylko odpoczynku, a prawie zawsze pojawiały się różne myśli niezwiązane z tymi poprzednimi. Zastanawiał mnie czasami ów warunkowy odruch mojego umysłu. Szedłem tak przez lasek przypominając sobie postać Moniki. Pewne zdarzenia migały mi przed oczami niczym slajdy utrwalone dziesięć lat temu. Wydawało mi się, że owa znajomość przydarzyła mi się znacznie wcześniej. Doszedłem do klifu, by w końcu wyjść. Miałem ku temu dobry nastrój, byłem wypoczęty. Świeże powietrze wiało mi prosto w twarz, było bardzo przyjemnie. Zbliżyłem się do krawędzi i znów popatrzyłem w dół. Nie bałem się, dziwne, ale się nie bałem. Myślałem, że sprawa nie będzie taka prosta, tymczasem mogłem wyjść w każdej chwili. Stałem tak przez chwilę na krawędzi klifu, gdy usłyszałem za sobą kroki. Nie – myślałem, znowu ktoś mi przeszkodzi. Chciałem wykorzystać chwilę mojej obojętności i nie zważając na nieznaną postać za mną skoczyć w dół. Już miałem to uczynić gdy usłyszałem za sobą głos Moniki.
− Stój – krzyknęła w moim kierunku. Stała kilka metrów za mną.
− Śledziłaś mnie? – zapytałem podejrzliwie.
− Nie, wiedziałem, że tu przyjdziesz – odpowiedziała pewnym tonem. Odwróciłem się powoli i ujrzałem Monikę ubraną tylko w białą bieliznę. Myślałem, że mam jakieś majaki, wszystko wydawało się straszliwie pogmatwane, chciałem myśleć racjonalnie, ale umysł całkowicie odmawiał mi posłuszeństwa.
− Co tu robisz? – wyjąkałem z trudnością.
− Przyszedłem, by odwieść cię od twego zamiaru.
− Przyszedłem? – ciągle kołatało mi w głowie, nie mogłem pozbierać żadnych myśli, czułem się całkowicie wyczerpany chociaż przed chwilą byłem w tak dobrej kondycji.
− Jesteś mi potrzebny – powiedziała szybko.
− Ja? Tobie? O czym ty mówisz? W ogóle... – złapałem się za głowę bo wciąż nie mogłem pozbierać myśli.
− Myślałem, że Monika zmieni cię na tyle, byś zrezygnował ze swoich chorych zamiarów. Jednak ty jesteś tak chory, że nawet ona nie była w stanie cię zmienić.
− Kim jesteś? – zdjąłem powoli ręce z głowy i patrzyłem na Monikę z przerażeniem. Nic już nie wiedziałem, byłem całkowicie zdezorientowany.
− Tym, który chce cię ocalić Hal – powiedziała wyciągając do mnie rękę. Skąd zna moje drugie imię, które zresztą sam sobie nadałem, skąd?
− Kim kurwa mać jesteś? – wykrzyknąłem do niej. Ciało Moniki zdawało się być całkowicie obojętne. Nie wzruszała się w żaden sposób moją osobą.
− Jestem Szatanem Hal, nie domyśliłeś się jeszcze?
− Tak, ja jestem Bogiem, kurwa mać co to ma wszystko znaczyć? Moniko! O co tobie chodzi?
− Użyłem Moniki, by odwieść cię od twego zamiaru, ale widać nie poskutkowało – krzyknęła – Myślałeś, że jej brat przez przypadek złamał sobie nogę? Myślałeś, że przez przypadek ona cię później spotkała? – krzyczała wciąż.
− Nic już nie wiem – powiedziałem powoli patrząc na ziemię. Jesteś najprawdopodobniej wytworem mojej wyobraźni.
− Tak właśnie jest, Hal.
− Czemu ona? W takim razie nie poznałem Moniki, poznałem ciebie. Posłużyłeś się nią, ale jak?
− Posłużyłem się jej ciałem, Hal, tylko tyle, ona wciąż będzie sobą jak tylko posłużę się innym.
− W takim razie czemu nie moim? Czemu nie posłużyłeś się moim ciałem? Dlaczego?
− Nie mogłem, nie mogłem posłużyć się tobą, Hal.
− Jestem chory! – wykrzyczałem i obróciłem się w stronę morza.
− Hal, jesteś mi potrzebny.
− Do czego? – odwróciłem się z powrotem – do czego jestem ci potrzebny?
− Do ściągania ludzi na ciemną stronę oczywiście. Hal, bądź rozsądny.
− Nie, jesteś tylko moją fantazją, jesteś urojeniem, nie ma cię w rzeczywistości.
− Jestem w twoim umyśle, jestem tam głęboko, dałeś mi tam wielką siłę, Hal.
− Odejdź! – krzyknąłem przykrywając twarz. Łzy przeciskały się między palcami – Dobrze wiesz, że i tak odejdę – krzyknąłem płacząc.
− Nie odejdziesz bo jesteś mi potrzeby, Hal.
− Nie mów tak do mnie.
− Hal, Hal to twoje imię. Dlaczego nie miałbym tak do ciebie mówić Hal?
− Ty mi je dałeś!
− Cóż z tego? Czy nie jest to powód do dumy?
− Jesteś skończony!
− Zawiodłeś mnie, inaczej mówiłeś o mnie rozmawiając z Moniką.
− Jednak pokazałem jej twój koniec.
− To nędzne ograniczenie nie może być powodem, dla którego mógłbyś mnie zostawić.
− A jednak to zrobię! Wystarczająco długo poznawałem mechanizmy swojego umysłu, by przekonać się do słuszności moich zamierzeń.
− Stoisz na początku drogi Hal, nie rezygnuj teraz.
− Tak, stoję na początku drogi, na samym początku, ale tu do końca nie dojdę – odwróciłem się w stronę klifu i skoczyłem w dół.
Ten utwór nie został jeszcze skomentowany.
Ludowy Komisarz Zdrowia ostrzega: wszystkie materiały umieszczone na stronie są własnością autorów.
Kopiowanie i rozpowszechnianie może być przyczyną... Tylko spróbuj. My zajmiemy się resztą :>